Tirevel |
Wysłany: (Styczeń 21, 2007, 10:53 pm); Temat postu: Poznańsko - ZSE1 i UAM |
|
Jako że nie dostałam się do ogólniaka, do którego uparcie chciała wysłać mnie moja matka, wylądaowałam w mało znanym liceum nr 26, mieszczącym się w ZSE nr 1 na Ogrodach. Szkoła jak szkoła, ale dziwnie się czujesz, kiedy wokół Ciebie jest tylko 60 dziewczyn, ale za to przeszło sześciuset facetów. Co w tej szkole dziwiło, to dobrze urządzona pracownia komputerowa (patrząc z zewnątrz ani byś się tego spodziewał) i...kamery na korytarzach. Potem się okazało, że jedno i drugie to dzieło starszych kolegów, wykonane w ramach pracy dyplomowej.
Szkoła trzyma wysoki poziom nauczania, dyscyplina wśród uczniów tez całkiem wysoka - za kocenie zawieszają i wywalają, zresztą, od czasów Czerwonego Smoka, czyli poprzedniej wicedyrektorki, nikt nawet nie myśli o takich ekscesach. Ale wesoło bywało, w klasie maturalnej robiliśmy z kumplami jajecznicę podczas dużej przerwy, na kuchece turystycznej. Wycieczki też się zdarzały. I bieganie na czas naokoło jeziora.
Nauczyciele też w normie, zdarzali się super ludzie, do których zawsze można było z problemem pójść, zdarzały się i kompletne świnie, którym ręki byś nie podał, choćby za to, że wrobić Cię czy znajomych w coś niemiłego próbowali.
Kiedy byłam w maturalnej, pojawił się nowy dyrektor, a z nim pieniądze - mocno zainwestował w szkołę, prócz tego, że w ciągu miesiąca od przybycia wymienił wszystkie okna, to urządził salę konferencyjną, którą buda zaczęła wynajmować na spotkania - dobra myśl, bo niezbyt duży, ale za to regularny strumień gotówki do szkolnej kasy płynie.
Muszę przyznać, że dobrze wspominam.
Obecne miejsce mojej edukacji trudno mi opisać, bo jako studentka zaoczna spędzam tam niewiele czasu i nie dane mi było dobrze zaznajomić się ze strukturą uczelni. Uniwerek jak uniwerek, kasę z nas ciągnie, ale przynajmniej wiemy, za co płacimy, bo wykłaowców mamy niezłych. W większości sympatyczni, wyrozumiali ludzie o dużym poziomie wiedzy. Nie spotkałam się jeszcze z gnojeniem studentów, którego ponoć dosyć często dopuszczają się wykładowcy z "mgr" pisanym przed nazwiskiem.
Dziekanat - stanardowo i stereotypowo, panie malują paznokcie i warczą, kiedy je o coś zapytać. Ponoć to cecha wspólna większości dziekanatów w tym kraju.
Jeśli chodzi o lokalizację - poszczególne wydziały są porozrzucane po całym mieście i to jest duży minus. Przedmioty ścisłe przeniesiono do kampusu na Morasku (obrzeża), mój wydział właśnie przeprowadził się z obrzydliwego komunistycznego bloku do bardzo ładnego poniemieckiego budynku oziedziczonego po biologach, którzy powędrowali za ścisłowcami.
Na zakończenie anegdotka: władze uczelni przez długi długi czas prowadziły rozmowy z miastem na temat ułatwienia studentom dotarcia na Morasko. Dotychczas dojeżdżało się pestką (PST, Poznański Szybki Tramwaj) do pętli i szło 2 km piechotą lub przesiadało się w autobus, przejeżdżało 2 przystanki i szło kilometr piechotą. Rozważana była opcja przedłużenia trasy tramwaju pod sam kampus. Aż tu nagle nie wiadomo skąd pojawił się nowy pomysł, uczelnia ogłosiła przetarg, bach! i jest. Wysiadasz z tramwaju tam, gdzie poprzednio, wypożyczasz sobie....ROWER i drałujesz 2 km przez błoto pokrywające nowiutką ścieżkę rowerową. Niezła idea, chyba że właśnie jedziesz na egzamin w garniaku albo spódnicy, w zależności od płci. Albo że właśnie leje, jest zima, mgła, oberwanie chmury, grad czy inne niesprzyjające warunki atmosferyczne. No i rowerów jest około setki, a studentów dużo, dużo więcej. |
|